Aerobik - w grupie skuteczniej

Zawsze bardzo dziwiłam się wszystkim kobietom z zapałem biegającym do klubów fitness, by przez godzinę poskakać na zajęciach z aerobiku. Wydawało mi się, że równie dobrze mogę pobiegać wokół swojego bloku czy porobić brzuszki we własnym pokoju. I tak też robiłam, choć efektów mojej pracy nie było. Wtedy zdarzyła się rzecz niesłychana – w jednym z babskich konkursów wygrałam podwójny, trzymiesięczny karnet bez ograniczeń do wybranego klubu. Zaprosiłam więc najlepszą przyjaciółkę na pierwsze zajęcia i… zaczęło się.

Od tego momentu fitness stał się ulubionym miejscem naszych spotkań i śmiałyśmy się, że niebawem tu zamieszkamy. Z początku było mi ciężko nadążyć za instruktorką i resztą uczestniczek, choć wybierałam zajęcia dla początkujących. Moja koleżanka należy do tej części wysportowanych i aktywnych kobiet, więc ochoczo wspierała mnie w moich zmaganiach. Po męczących zajęciach chadzałyśmy do sauny i jacuzzi, a do domu wracałyśmy zahaczając o wszystkie możliwe sklepy z ciuchami. W jednej chwili rozumiałam, dlaczego lubimy chodzić na fitness.

Z tygodnia na tydzień widać było rezultaty mojej męki w sali ćwiczeń – stawałam się coraz szybsza, bardziej gibka, nadążałam za grupą i rewelacyjnie się czułam. A rytuał wyjścia na siłownię sprawiał mi wiele przyjemności i stał się nieodłącznym elementem kilku wieczorów w tygodniu. Trzy miesiące jednak szybko minęły i sielanka się skończyła. Karnet stracił ważność, a niepracująca studentka (którą wtedy byłam) nie mogła pozwolić sobie na wykupienie nowego.

Postanowiłam więc kontynuować ćwiczenia w domu, jak za dawnych czasów. Miałam już w końcu niezłą kondycję i podstawowe wiadomości niezbędne do prawidłowego wykonywania ćwiczeń. I to by było na tyle. Zabrakło mi bowiem motywacji. Jakoś ciężko było wygospodarować czas na zrobienie choćby prostej serii brzuszków, a reszta (nie mówiąc już o choreografii składającej się z kilku moich ulubionych kroków) nie cieszyła jak dawniej. Zaniechałam gimnastykę, choć wcale tego nie planowałam. Zadzwoniłam do przyjaciółki, która także nie praktykowała już samodzielnych ćwiczeń. Postanowiłyśmy ponownie zapisać się na zajęcia grupowe.

Wysupłałyśmy ostatnie oszczędności i zrzuciłyśmy się na najtańszy karnet w innym klubie, w którym godzina aerobiku nie była już tak droga. Wróciłyśmy do gry! Szybko wróciła forma i entuzjazm oraz zapał do dalszej wytężonej pracy. W czym zatem tkwi magia fitness klubów?

Wydaje mi się, że głównie chodzi tu presję grupy – presję w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Uruchamia one fundamentalne mechanizmy psychologiczne w naszym umyśle: chęć dorównania innym (nie mylić z niezdrową rywalizacją) i mobilizację związaną z partycypacji w procesie społecznym. Prócz tego ważny jest też ów element rytualny, który czyni z wyjścia na zajęcia coś w rodzaju odskoczni czy sposobu na konstruktywne spędzenie wolnego czasu w gronie znajomych. Nie bez znaczenia jest też fakt, iż nawet chwilowe zniechęcenie i brak euforii są natychmiast weryfikowane i unieszkodliwiane, ponieważ mamy świadomość pieniędzy zainwestowanych w uczestnictwo w zajęciach, które szkoda zmarnować.

W ten oto sposób okazało się, że aerobik w grupie jest dla mnie (i zapewne dla większości kobiet) skuteczniejszy niż samodzielne ćwiczenia w domu. Dziś już nie wyobrażam sobie tygodnia bez wyjścia na fitness i do sauny, a w skromnym studenckim budżecie zawsze znajduję niewielkie zasoby finansowe na zafundowanie sobie tej odrobiny przyjemności.

Kreator www - przetestuj za darmo